Biegłam łąką, promienie słońca oświetlaly moją twarz a ja czułam delikatny wiaterek we włosach..
- Lisa - krzyknął chłopak a ja się obruciłam w jego stronę... Przypuszczam że wyglądało to jak w filmach, tak pięknie i romantycznie...
Szybko podbiegl do mnie i chwycił mnie w pasie.
- Kocham cię - szepnął a ja znów zaczęłam uciekać...
Biegałam między pojedynczymi drzewami. Czułam się jak małe dziecko.
- Liisa - znów zawołał a ja obruciłam się i zetknęłam nasze wargi.
- Mick! - krzyknęłam, to był nasz pierwszy pocałunek.
- Lisa! - odkrzyknął i znów złączył nasze wargi... - Kocham Lisę! - krzyknął na całe gardło.
- Mick! Jak mnie kochasz to mnie złap - znów zaczęłam uciekać. Odwróciłam się w jego stronę i krzyknęłam jeszcze raz.
- Złap mnie - poczułam uderzenie i upadłam, potem wszystko działo się tak szybko. Mick, ten chłopak który wysiadł z auta... Potem ciemność. Potem znów zieleń drzew i błękit nieba. I ponownie ciemność.
Tak jeszcze kilka razy a w końcu była juz tylko ciemność.
Ocknęłam się w szpitalu. Mick siedział przy moim łóżku, ale nie jakoś specjalnie blisko. Czułam że to co się stało zmieniło uczucie jakie było między nami.
- Co się dzieje?
- Niiic - słyszałam że się wacha, popatrzyłam na niego znacząco ale nie chciał mówić. Postanowiłam się nie odzywać tak jak i on. Siedzieliśmy w ciszy aż do przyjściua lekarza.
- Witam, wie już pani pewnie wszystko.
- Nie wiem nic - odparłam ze smutkiem. Lekarz zaczął mówić a ja tylko starałąm się powstrzymać łzy zbierające się w moich oczach, jednak całą szalę przeciążyło jedno zdanie. Siedem słów, które zmieniły moje życie.
- Nigdy więcej już pani nie stanie na nogi - w tym momencie Mick wyszedł z sali a ja w głębi już wiedziała "On nie wróci"...
- Czy mogłabym z kimść porozmawiać?
- Tak tak, zaraz przyślę psychiatrę - powiedział a ja nie poczułam niepokoju raczej... Radość.
Z psychiatrą rozmawiałam kilka godzin, wysłuchał mnie i tego jak się czuję. Powiedział mi o grupach i dał numer do kilku osób które znalazły sie w podobnej sytuacji. Mimo to, ja nie poczułam się lepiej.
Po miesiącu wyszłam ze szpitala, jednak z każdym kolejnym dniem czułam się gorzej. Straciłam wszystko: nogi, przyszłość i Mick'a...
Wróciłam do domu, zamknęłam drzwi i wjechałam na wuzku do łazienki... Wyciągnęłam apteczkę i wzięłam kilka opakowań tabletek. Pojechałam do kuchni, rodziców nie było. Od czasu wypadku widziałam ich może z dziesieć razy. Wyciągnęłam z lodówki ojca jakiś alkolol, nasypałam na rękę garść tabletek połknęłam je i opiłam alkoholem. Czekałam na śmierć. Usłyszłam zamykane drzwi. Zobaczyłam mulata, pochylającego się nade mną.
- Lisa! Lisa! Lisa - klepał mnie delikatnie w policzki - nie zamykaj oczu. Nie zamykaj oczu - powtarzał wybierając numer...
Po pięciu minutach, może mniej leżałam w karetce.
- Lisa! - leżałąm na łóżku w sali a mulat pochylał się nade mną.
- Kim jesteś?!
- Miałem sprawdzić jak sobie radzisz, nowym sąsiadem. Cos ty najlepszego zrobiła?!
- Nie chce żyć! Nie mam po co - zaczęłam płakać.
- Nie mów tak, ja zawsze będę bliko - zaśmiał się a mnie urzekł jego słodki uśmiech.
Przez kolejne dni Zayn, bo tak się nazywał mulat, przychodził do mnie i siedział po kilka godzin. Ani szpital ani Zayn nie zawiadomili rodziców... Nie wiem czemu, ale właściwie to się z tego cieszę. Bardzo zaprzyjaźniłam się z tym czekoloadowookim chłopakiem.
- Wychodzimy - szepnął mi Zayn na ucho a mnie przeszyły ciarki... Ale takie przyjemne, lubiłam gdy szeptał do mnie lub usypiał mnie śpiewając.
- Tak - odparłam i razem z nim opuściłam szpital.
Z Zayn'em spędzałam mnóstwo czasu, bardzo się polubiliśmy... Po kilku miesiącach staliśmy się parą... Oboje się bardzo kochaliśmy. A on akceptował to że jestem niepełnosprawna. Zrozumiałam ze miłosć, ta prawdziwa nie ejst tylko w dobrych momentach, ale także w ciężkich, złych i smutnych...
//Dona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz